piątek, 7 czerwca 2013

Post 136: Tokyo, Japonia. dzień pierwszy

     widok na Dubaj

Wylot z Warszawy ok 14, przesiadka w Dubaju w środku nocy i lądowanie po 17 na lotnisku Narita oddalonym o ok. 70 km od Tokyo. Odbieramy nasze JR passy, rezerwujemy miejsca w expresie do Tokyo. To tylko 50 min drogi do głównej stacji stolicy Japonii, w dodatku jednej z największych. Jest mniej więcej 20, idziemy spacerem do hotelu. Droga jest na tyle prosta, stacje tak dobrze oznaczone, że pomimo tego, iż 90% napisów jest tylko po japońsku, 3/4 mniejszych ulic w ogóle nie ma nazw a numeracja budynków polega na kolejności ich stawiania, trudno jest się zgubić.


    główne stacje kolei i metra to też centra handlowe



Przez pierwsze 15 minut moja głowa patrzy tylko w górę. Nie jest tak wysoko i tak ciasno, jak się spodziewałem, ale i tak centrum Tokyo robi wrażenie.

     wieczorny trening pod sklepem sportowym

    wystawka z plastiku, w tym lokalu możesz zjeść właśnie to

Większość mniejszych i większych knajpeczek w Japonii posiada takie właśnie wystawki. Obcokrajowcom ułatwia to życie, bo bez angielskiego menu i znajomości japońskiego można po prostu pokazać co się chce zjeść. Ewentualnie w japońskim menu będą obrazki. Są też wersje z obrazkowymi automatami, poprzez które zamawia się jedzenie. Jedno, co jest pewne to to, że przemysł zajmujący się produkcją sztucznego żarcia musi być ogromny.








     wszechobecne automaty z napojami. bardzo ułatwiają życie.




    wcale nie największa stacja w Tokyo, godzina ok. 22




                        miliony neonów w Japonii nie są pionowe dlatego, że tak piszą i czytają, ale dlatego, że na poziome nie ma 
                        miejsca.





Pierwsza z brzegu, lepiej wyglądająca knajpka w Shinjuku (dzielnica rozrywki oraz nowe rządowe centrum Tokyo) i strzał w dziesiątkę. Obsługa jest przemiła, zimna woda czeka na stoliku. Zamawiamy noodle z ichniejszą zupą, kiełki, smażonego kurczaka i coś dziwnego pikantnego. Wszystko bardzo dobre, podane 10 razy szybciej niż w byle jakim fastfoodzie. Jesteśmy szczęśliwi jak dzieci na Boże Narodzenie i najedzeni bardziej niż mogłem się spodziewać. Już nie mogę sobie przypomnieć, ile dokładnie zapłaciliśmy, ale nie więcej jak 800 jenów na głowę, czyli jakieś 27 zł. Zakładaliśmy, że będzie dużo drożej.





Pierwszego dnia nocą z orientacją nie było najlepiej, pokrążyliśmy po Shinjuku trochę po omacku. Bez żadnych problemów wróciliśmy po północy kolejką, coś jak Warszawskie KM czy WKD, tylko jedna linia jeździ dookoła Tokyo a kilka kolejnych przecina Tokyo w różne strony. Dzięki JR passowi mogliśmy jeździć dowolną ilość razy tymi kolejkami za darmo, wystarczyło na bramce pokazać nasz bilet. Z jednej strony to plus/minus 700 zł na JR passa, z drugiej sam express z lotniska do Tokyo kosztuje 100 zł, a taki Shinkansen (super szybkie pociągi po Japonii) do Kyoto, które mieliśmy w planach od samego początku to w jedną stronę jakieś 450 zł.

Inne obserwacje pierwszego dnia pokazały, że w Tokyo (a jak się później okazało, w całej Japonii) jest przynajmniej kilka sieci sklepów otwartych 24/7. Tych sklepów jest mnóstwo, pewnie wystarczyłaby 1/3 z tego, co jest otwarte. Większość knajpek i barów też otwarta jest bardzo długo. Wracaliśmy późno i ciężko było znaleźć cokolwiek zamkniętego, Japończyków na ulicach było bardzo dużo. Jasne, że skala Warszawy jest inna, ale po północy w Tokyo jest znacznie więcej do roboty niż u nas.

Dodatkowo Japończycy są przemili. I przy rezerwowaniu biletów na stacjach, i w sklepach, knajpach i na ulicy. W kolejce przesiadają się tak, żebyśmy mogli usiąść obok siebie a nie na dwóch końcach wagonu.

Niemniej, Tokyo musiało robić dalece większe wrażenie 20 lat temu. Nie czuć na każdym kroku nowości, bardziej to, że wszystko było nowe 20-30 lat temu a teraz po prostu jest utrzymywane w niemal nienagannym stanie. Wszystko tam było czyste - ulice, łazienki, stacje, kolejki itd. Nawet ogromne stosy śmieci lądujące na ulicach w nocy były sprzątane jeszcze zanim pierwsza duszyczka wyjdzie "normalnej" pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz